Obserwując polską scenę polityczną w przeddzień II tury wyborów prezydenckich odnoszę wrażenie, że po roku 1989 daleko nam do normalnych, demokratycznych warunków życia obywateli .

  W POLSCE NIE MA MĄDRYCH POLITYKÓW
Obserwując polską scenę polityczną w przeddzień II tury wyborów prezydenckich odnoszę wrażenie, że po roku 1989 daleko nam do normalnych, demokratycznych warunków życia obywateli pod wspólnym dachem. Rządzący, zbyt często zachowują się tak, jakby nigdy nie mieli zamiaru oddawać władzy, a opozycja nie jest zdolna do wyartykułowania swoich zamiarów na przyszłość. Zmiana władzy niesie ze sobą coś na wzór trzęsienia ziemi, ze stanowisk zlatują wszyscy nie należący do obozu zwycięzców, bowiem nie ustalono procedur i zasad przyjmowania oraz zdawania funkcji we władzach centralnych i samorządowych. Klęskę ponosi każdorazowo, nie tylko partia przegrywająca wybory, ale przegrywa również Polska , bowiem w wielu obszarach następuje cofniecie się sprawujących władzę, ponieważ partyjne rozdawnictwo, jest zdolne jedynie do zaspokojenia roszczeń swoich zwolenników odpowiednimi stanowiskami. Sprawujący władzę, jakby zapomnieli, że gdy zdobywali władze od tych, co to nie mieli z kim przegrać, po kilku miesiącach zaczynają dokładnie wchodzić w buty swoich poprzedników. Widać to we wszystkich ministerstwach, instytucjach, widać to też na szczeblach samorządowych.
Szczególny mój niepokój zawsze budzą resorty strategiczne dla kraju, które w innych państwach / politycy są mądrzejsi / tak ustalili, że kierujący nimi nie popełniają tych błędów i z pewnością tam wyborcy nie pozwalają na takie szkodzenie państwu. Jak patrzę na resort obrony i patrzę na czynione spustoszenia w obszarze planowania, zamówień, a przede wszystkim na zmiany personalne, to nie tylko często słów mi brakuje i otwiera się scyzoryk w kieszeni, ale często chce się zapłakać nad przyszłością. Człowiek widzi zagrożenia, ale jest bezsilny wobec kolejnych głupot i nieszczęść, jakie są czynione siłom zbrojnym, na skutek powierzania tego resortu ludziom nieprzygotowanym do takich obowiązków.
Przyczyn mierności na polskiej scenie politycznej należy szukać w sposobie przygotowania osób do ubiegania się bycia politykiem. Wystarczy poczytać życiorysy tych z pierwszych stron gazet, aby przekonać się, że za nimi nie stoi wiedza i doświadczenie, ale jedynie skończona szkolą i kilkuletni okres noszenia teczek tym z pierwszego szeregu.
Jakie doświadczenie z życia rolników może mieć chłopski lekarz, który oprócz głośnego atakowania przeciwnika politycznego, nie odróżnia pluga od brony. Co w spis doświadczeń z pracy może wpisać szef Konfederacji, który co prawda bywał w niektórych partyjkach, ale nie ma za sobą żadnego dowodu pracy fizycznej czy umysłowej. Nie sądzę też, by wstępem do kluczowych funkcji w państwie było mycie kominów, czy też branie łapówek w szpitalach i innych instytucjach.
Pełne potwierdzenie znajduję obserwując toczącą się kampanię wyborczą. Widzę tylko jednego człowieka, który jeździ po kraju, spotyka się z mieszkańcami i głosi swoje zamiary i poglądy na tematy nurtujące społeczności. Niestety, w obozie przeciwnym nie ma różnicy poglądów, a jedynie totalną krytykę, kłamstwa i ubliżanie prezydentowi RP. Większość tego nie oczekuje, ale bogate środowiska, pamiętają, że żyło im się lepiej, można było kraść bezkarnie, dorabiać się na oszustwach i różnych korupcjach, więc nie szczędzą pieniędzy i wspólnie z zagranicą prowadzą brudną kampanię nienawiści.
Jednocześnie, w większości naszych partii dominuje brak jasnego i sprecyzowanego programu. Zbyt często ludzie udający polityków łączą się jedynie pod hasłem zdobycia władzy. Wyborcy nie wiedzą, czy Konfederacja ma reprezentować poglądy p. Bosaka, czy JKM, czy ma iść w Marszu Niepodległości, czy też razem z Budką i Trzaskowskim w Marszu Równości. Czy ma wspierać polską rodzinę czy też wesprzeć PO i domagać się prawa homoseksualistów do wychowywania dzieci. Sama nienawiść do PiS to zbyt mało, by usiłować przekonać rodaków do wspólnej przyszłości. Dziś lewica pogubiła wszystkie programy socjalne, a pozbierała pozostałości z komunistycznego ateizmu i nienawiści do kościoła, co w połączeniu z propagowaniem gejów, dało jej kandydatowi w wyborach prezydenckich wynik w granicach błędu statystycznego. A przecież było poparcie ponad 40 procentowe. Niestety, teraz tylko pozostało sobie przypomnieć ten urywek z Wesela – miałeś chamie złoty róg-. Oni już nic nie są w stanie spieprzyć – historia była dla nich zbyt łaskawa i to już se ne wrati. Pozostało im wspólne uczestnictwo z PO wspieranie protestów na ulicy i za granicą, co czynią z oddaniem i mało skutecznie.
Ze zdziwieniem zauważam większe i małe partyjki i ich liderów , którzy zupełnie zapomnieli, że w statutach mają wspieranie rodziny, wiary katolickiej i wielu programów służących ludziom pracy i są przeciwni tym wszystkim hasłom, które głosi R. Trzaskowski, ale zauważają swoją nienawiść do rządzących i nagle stają się zagorzałymi zwolennikami rozwiązań, których nigdy nie popierali.
Takie mamy partyjki na opozycji, takich mamy liderów tych ugrupowań, ale to wszystko zostało skrzętnie przygotowane, to dlatego mamy tyle polskojęzycznych i wrogich Polsce publikatorów, by nasze głowy poprzez czytanie i oglądnie zapychane były antypolskimi informacjami. To dlatego, zamiast wybierać według uczciwych debat prezydenta RP, TVN i zagraniczne media ustami i piórami polskich / zaprzedanych / dziennikarzy usiłują nas zalać antypolską propagandą. Pan Trzaskowski został odpowiednio pokierowany i stąd mamy ten jego jednostronny obraz. Platforma nie chce zmian na lepszą przyszłość, ona chce by zmiana przyniosła to, co było przed rokiem 2015. Czy te małe partyjki i ci mali politykierzy mu w tym pomogą?
Czy PiS nie jest w stanie uporządkować polskiej sceny politycznej?
Dziś musze się zgodzić z jednym z blogerów, który napisał: Siedzimy wszyscy na bombie. Obym się mylił. "Trzaskowski w jednym ma rację: gdyby został prezydentem, to jest to początek końca rządów PiS-u. Po prostu system polityczny zostanie zablokowany, bo nie wierzę w harmonijną kohabitację, w jakiekolwiek porozumienie Trzaskowskiego z obecnym rządem. O ile w jakichś ważnych państwowych sprawach mógłby się z rządem dogadywać prezydent Hołownia czy prezydent Kosiniak, to nie prezydent Trzaskowski, bo cała logika polskiej polityki od 2006 roku jest zbudowana na konflikcie Platformy z PiS-em. I nagle prezydent z PO miałby się z nimi dogadywać? A niby dlaczego? Jego strategicznym celem będzie doprowadzenie do przedterminowych wyborów, które ma wygrać Platforma. To jest oczywiste. Jakoś nikt tego dzisiaj głośno nie mówi, ale taki byłby strategiczny cel tej prezydentury."